Wszystkie nowości

Zamieszki w „fabryce śmierci”: kto i jak zorganizował powstanie w obozie koncentracyjnym w Sobiborze 14 października

Sobibór to małe miasteczko w południowo-wschodniej Polsce, niedaleko granicy z Ukrainą. Zagubiony w głębokim lesie, był idealnym miejscem dla Operacji Reinhardt. Był to rządowy program „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, który zakładał masową eksterminację wszystkich ludzi, których nazistowskie Niemcy uważały za „podludzi” (Żydów, Cyganów, a później obywateli radzieckich).

Ze wsi Sobibor (zwanej także „Sobiburem”) do obozu wybudowano małą kolejkę, którą przewożono zamachowców-samobójców. Sama „fabryka śmierci” była otoczona czterema rzędami 3-metrowego drutu kolczastego, pomiędzy którymi znajdował się obszar zaminowany. Obudowa ta była objęta całodobowym monitoringiem. Wzdłuż granicy szły patrole funkcjonariuszy SS i współpracujących z nimi policjantów (głównie ukraińskich). Wieża karabinu maszynowego miała wartownika.

Obóz został podzielony na trzy części. Początkowo istniały warsztaty krawieckie, naprawy obuwia i wyrobu mebli dla niemieckich strażników. W drugim magazynie znajdowała się biżuteria, odzież i włosy więźniów obozów koncentracyjnych. A w trzeciej znajdowała się tzw. łaźnia, czyli komora gazowa mogąca pomieścić do 800 osób. Tam wywieziono większość osób, które przybyły do ​​Sobiboru.

Według różnych szacunków, w samym obozie podczas działań 15 maja 1942 r. zginęło od 170 000 do 250 000 osób. Przeżyli tylko ci, którzy mieli pracę. Mogą przydać się w gospodarstwach rolnych. Odegrało to dużą rolę w powstaniu.

Jesienią 1943 r. podjęto już próbę ucieczki z hitlerowskiego obozu zagłady. Większość więźniów uciekła jednak samotnie lub w małych grupach, a nieliczni, którym udało się przedrzeć przez płot, zostali szybko odnalezieni przez strażników i policję lub wydani przez okolicznych mieszkańców.

Ale w Sobiborze istniał podziemny opór. Latem 1943 r. na czele grupy stał Leon Feldgendler, syn polskiego rabina i były szef Judenratu, żydowskiej organizacji autonomicznej utworzonej siłą w getcie. A 22 września do obozu przeniesiono grupę sowieckich jeńców wojennych, w tym porucznika Aleksandra Peczerskiego.

Przed wojną pracował jako elektryk, reżyserował także przedstawienia amatorskie. Peczerski został powołany do wojska pierwszego dnia wojny i pracował jako urzędnik aż do niewoli w październiku 1941 r. Gdy pociąg przybył do Sobiboru, Peczerski, wiedząc, że przedstawiciele zawodów twórczych nie cieszyli się dużym szacunkiem nazistów, przedstawił się jako cieśla i natychmiast został wysłany do komory gazowej.

Plan grupy podziemnej zakładał przygotowanie wszystkich więźniów Sobiboru do udziału w planie ucieczki, ale to się nie udało. Niektórzy byli za słabi, inni bali się. W rezultacie w zamieszkach wzięło udział jedynie 420 z 550 więźniów. Mimo to ludzi było wystarczająco dużo i większość chciała uwolnienia.

14 października więźniowie pracujący w warsztacie zaczęli wpędzać funkcjonariuszy SS w „histerię”. Zachęcali ich do zdjęcia mundurów, aby nie przeszkadzać im w noszeniu nowego munduru. Jeden po drugim po cichu eliminowano 11 policjantów i kilku ukraińskich policjantów. Zgodnie z planem kolejnym krokiem było przejęcie broni i przebicie się. Ale pozostali przy życiu strażnicy wszczęli alarm.

Jednak schwytani rebelianci wyłamali bramę i uciekli. Podczas zamieszek zginęło 80 osób, a ponad 300 zostało zwolnionych. Rozbiegali się w różnych kierunkach. Niektórzy prześladowali Peczerskiego za wtargnięcie na terytorium Białorusi. Część pozostała w Polsce. Ostatecznie była to zła decyzja.

Już następnego dnia po powstaniu obóz w Sobiborze zamknięto, pozostałych więźniów rozstrzelano, a na uciekinierów zorganizowano prawdziwe polowanie. W ciągu kilku dni aresztowano i stracono 170 uczestników zamieszek. Około 100 osób zostało później wydanych Niemcom przez miejscowych Polaków i znalazło tam schronienie.

Niemniej jednak Peczerski i jego grupa wdarli się na Białoruś i walczyli tam w ramach oddziału partyzanckiego. Feldgendler wraz z kilkoma innymi więźniami Sobiboru uciekli do Lublina, gdzie przebywali do wyzwolenia miasta przez Armię Czerwoną. Syn polskiego rabina zeznawał o okrucieństwach obozów koncentracyjnych i otworzył firmę zatrudniającą byłych więźniów „obozów zagłady”. Ale nigdy nie dożył dnia zwycięstwa. Został zastrzelony w swoim mieszkaniu w kwietniu 1945 r. Być może byli to członkowie polskiego podziemia nacjonalistycznego.


Źródło: LIFE.RU — последние новости России и мираLIFE.RU — последние новости России и мира

Loading...
śledź wiadomości
Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami i aktualizacjami! Subskrybuj nasze aktualizacje przeglądarki i jako pierwszy otrzymuj najnowsze powiadomienia.
© АС РАЗВОРОТ.