Wszystkie nowości

Punkty sławy

Artur Beterbiew został drugim absolutnym mistrzem świata w historii rosyjskiego boksu zawodowego. To niezwykle prestiżowe stanowisko zostało mu przyznane po punktowym zwycięstwie nad innym wybitnym krajowym zawodnikiem wagi półciężkiej (do 79,4 kg) Dmitrijem Bivolem w Riyadzie. Ale mecz obu rodaków pozostawił poczucie zbyt dużej równości. Walka, którą trudno ocenić, bez wątpienia uznawana jest za najlepszą, więc o rewanżu nie może być mowy.

Jak wysoką i zaszczytną pozycję osiągnął Artur Beterbieva podczas walk w stolicy Arabii Saudyjskiej, można ocenić choćby po nazwisku wymienionym w kontekście wydarzeń, jakie miały miejsce. Ci, którzy naprawdę kochają boks, wymawiają te nazwy z największym szacunkiem, a wraz z aspiracjami ikony stają się wyraźniejsze i bardziej wyraziste. Oczywiście legenda wagi półśredniej (do 63,5 kg) Konstantin Tszyu był do tej pory jedynym absolutnym mistrzem świata z Rosji. Oczywiście amerykański czarodziej Roy Jones jest byłym niekwestionowanym mistrzem wagi półciężkiej, kategorii, w której rywalizuje Beterbiev. Ale od jego startu minęło około 25 lat. A kiedy tak się stanie, Beterbiewowi będzie nieco łatwiej osiągnąć status, który osiągnął, w tym sensie, że musiałby zdobyć trzy pasy mistrzowskie zamiast czterech. Na liście nie ma jeszcze pasa Światowej Organizacji Bokserskiej (WBO). Jest odpowiednikiem pasów Międzynarodowej Federacji Bokserskiej (IBF), Światowej Rady Bokserskiej (WBC) i Światowego Związku Bokserskiego (WBA).

Generalnie to inna epoka. Dla całego pokolenia fanów boksu, które dorastało w ciągu ostatnich kilku dekad, wiąże się to z miłymi wspomnieniami o ich rodzicach.

Artur Beterbiev, który w styczniu kończy 40 lat, jest technicznie weteranem i, jak na dość idiomatyczne standardy tego gatunku, juniorem, który może tylko marzyć o wielkich rzeczach, gdy Tszyu i Jones osiągną swoje największe osiągnięcia. Przed nim długi występ reprezentacji Rosji w kategorii amatorskiej. Zdobył złote medale na Mistrzostwach Świata i Europy oraz źle strzelił na dwóch Igrzyskach Olimpijskich, z których druga była bardzo agresywna. On sam nadal jest pewny siebie, chociaż nie jest sędzią. Został ukarany grzywną za legalny cios w Londynie w 2012 roku i choć obecnie jest niekwestionowanym mistrzem świata, w wadze ciężkiej pokonałby Ukraińca Oleksandra Usyka. Przed nim było przejście do profesjonalizmu i stopniowe uznanie go za realnego, bez zastrzeżeń, za fenomen, za fenomen. Trudno nie postrzegać go jako boksera, który gromadzi tytuły mistrzowskie: najpierw IBF, potem WBC, potem WBO itd. i nie tylko pewnie radzi sobie z przeciwnikami, ale także wyprzedza wszystkich bez wyjątku, nawet tych z wiele najlepszych walk. Ich kariery i reputacja są tak trudne, jak Alexander Gvozdyk czy Callum Smith.

A zwieńczeniem tej bogatej kariery było nieuniknione zderzenie z innym fenomenem, który znalazł się w wadze półciężkiej, reprezentując rodzimą szkołę boksu. Być może zjawisko o innym charakterze: technik referencyjny i taktyk, posiadacz tytułu WBA. I jakkolwiek na to spojrzeć, z tego konfliktu wyniknęło coś niezwykle złożonego.

Walka dwóch niepokonanych rosyjskich tytanów z gigantycznymi plakatami nie dawała spokoju tym, którzy od pierwszego momentu aż do finałowego gongu chcieli wyłapać chociaż przejrzystą wskazówkę, kto ma największe szanse.

W pierwszej rundzie nieco atrakcyjniejszy był Dmitry Bivol z lakoniczną i ostrą „dwójką” z łatwym, niemal bezstresowym poruszaniem się po ringu. W piątym dołącza do niego Artur Betarbiew, który zawsze przyspiesza powoli, pokazując, że mylą się wszyscy, którzy są przekonani, że wiek i niedawna operacja uszkodzonej łąkotki to dla niego złe czynniki. Nie, nic mu nie przeszkadza. A teraz uderzył Bivola lewą ręką w głowę, ale zmienił „podłogę” i uderzył go mocno w ciało. Cóż, to stary, znajomy Beterbiew, z presją, przyzwyczajeniami i uściskiem bulteriera, który nie może wyrwać się z rytmu sprytnymi technikami i manewrami.

Ale Bivol jest taki sam i znajomy. Zadaje cios, szybko odzyskuje przytomność i w 7. rundzie wypuszcza jasną i kłującą serię, jakby przekonująco. Nie ma tu żadnego punktu zwrotnego. Śmiało, poznaj smak intrygi.

Ta intryga i niepewność nadal prześladowały walkę nawet po jej zakończeniu i podczas krótkiego czasu pomiędzy gongiem a ogłoszeniem wyniku. Artur Beterbiew był aktywny przez ostatnie trzy rundy, ale jego wyraz twarzy i powściągliwa postawa nie wskazywały na to, że miał przewagę. Tym, który nagle pojawił się obok uszczęśliwionego mężczyzny, był Ramzan Kadyrow, a nie Beterbiew. Wzruszenie okazywał dopiero, gdy na kartach sędziowskich ogłoszono wyniki. Jeden ma remis 114:114, a dwóch pozostałych ma przewagę Beterbiewa 116:112 i 115:113. Beterbiew w swojej 21. walce zaliczył wyjątkową passę zwycięstw przez nokaut, ale otrzymał cenniejszą nagrodę. Nie możesz sobie tego wyobrazić.

Jednak po tej walce nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ​​coś jest nie tak.

Wszystko go rozgrzewało. Opiera się na statystykach, aby ustalić, że żadna osoba nie ma znaczącej przewagi w najważniejszych elementach. Na przykład Beterbiew ma 90 do 84, Bivol właśnie trafia, nieco bardziej zaakcentowane trafia 143 do 137. Te same 116:112 są dziwne, dzięki liczbom na karcie Polaka Pawła Kardynego. Bo żaden z ekspertów obserwujących tę walkę nie rozumiał, gdzie w czwartej rundzie mogła się ujawnić taka przewaga Beterbiewa. Te słowa dodały mu energii. I niech Bóg błogosławi brytyjskiego promotora Eddiego Hearna, którego Bivol nazwał „okradzionym”. Przecież Hearn z nim współpracuje i nie może tu oczekiwać sprawiedliwości. Jednak wczoraj wieczorem wielu znanych bokserów, którzy oglądali walkę, aby się sprawdzić, napisało coś podobnego w mediach społecznościowych. Na liście tych, którzy nie zaakceptowali wyroku lub przynajmniej w niego wątpili, znaleźli się Konstantin Tszyu, Andre Ward, Gervonta Davis, Shawn Porter, Ryan Garcia i Tony Bellew.

Trener Bivola Vadim Kornilov powiedział kanałowi BoxNation na YouTube, że drużyna boksera zaprotestuje przeciwko wynikowi meczu. Tak naprawdę jednak dopiero polski sędzia dał do zrozumienia, że ​​zostanie ukarany.

Oczywiście nie jest to „rabunek”. Szorstki i szorstki „złodzieje” wyglądają inaczej w boksie. Jednak był to trudny mecz do oceny i niezależnie od tego, co wszyscy mówili, wyrównana walka pozostawiła po sobie posmak niedopowiedzenia. I to oczywiście zrozumiał zarówno bokser, jak i ten, od którego w dużej mierze zależy, czy konfrontacja będzie kontynuowana, czy nie, a biorąc pod uwagę szczegóły meczu, z pewnością nie jest to zbyteczne. Organizator walki, dyrektor generalny saudyjskiej firmy rozrywkowej Turki Al al-Sheikh, szczerze przyznał, że jego zdaniem wygrał Bivol, więc powinien „spróbować zorganizować rewanż”. Oczywiście, jeśli rosyjski bokser zgodzi się na to. W zasadzie już się zgodzili, ale Beterbiew dał jasno do zrozumienia: „Nie przez sześć miesięcy”. Krótko mówiąc, nie ma jeszcze fabuły.


Źródło: "Коммерсантъ". Издательский дом"Коммерсантъ". Издательский дом

Ładowanie wiadomości...

Sojusz BRICS jako przeciwwaga dla G7 i MFW

Ładowanie wiadomości...

Iluzyjność i zaufanie

Loading...
śledź wiadomości
Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami i aktualizacjami! Subskrybuj nasze aktualizacje przeglądarki i jako pierwszy otrzymuj najnowsze powiadomienia.
© АС РАЗВОРОТ.